Mamy wiosnę. Pańcia otworzyła okno i mogę teraz nie tylko obserwować co się za nim dzieje ale także czuć.Na zewnątrz pięknie pachnie,słychać śpiewające ptaszki. Leżę sobie i wypatruję sikorek.Te latające stworki wywołują we mnie dziwne uczucia.Drży mi dolna szczęka,otwieram i zamykam pyszczek. To chyba normalne,bo nie mogę się dorwać łupu.Ale niektóre człowieki się dziwią.
Zrobiłem Pańci przyjemność,rozbiłem kilka kubeczków i rozsypałem Monową karmę. Mona bardzo się ucieszyła i szybko ją posprzątała.Nie rozumiem dlaczego sama się nie obsłuży ,tylko czeka aż Pańcia jej nasypie. Ja włażę do paczki cały,tylko ogonek mi wystaje. Monusia pilnuje wtedy,żeby Pańcia nie zobaczyła.Zastawia sobą drzwi do kuchni,albo odciąga dużą do pokoju.Zupełnie nie rozumiem co w tym jest złego,przecież karma jest Mony,Pańcia jej nigdy nie je.
Ludzie(czyt dwunożne koty) są dziwni słowo daję. Gdy rozrabiam moja ludzia się cieszy,bo to znaczy,że jestem zdrowy. A są tacy,którzy mówią,że jestem szkodnik i powinna mi zabronić. Czyżby chcieli,żebym chorował?
***
Zrobiły sie upały,więc wyleguję się na słoneczku. Podobno mogę wytrzymać temperaturę plus 53 stopnie. Gdy jest mi zimno ,zwijam się w kłębuszek,gdy robi się cieplej rozprostowuję ciało. W ciepełku leżę na boku z rozrzuconymi łapkami. Wystarczy spojrzeć na mnie i wiadomo czy jest mi zimno czy ciepło.
Póki co wyleguję się na parapecie a w wolnych chwilach wylizuję sobie futerko. Musze wygądać elegancko,a na dodatek chłodzę się.Mam też zwyczaj rozprowadzać w ten sposób mój zapach po całym futerku. Zupełnie nie rozumiem dlaczego niektórzy śmieją się z pozycji jaką przyjmuję. Zwyczajnie mi zazdroszczą i tyle.
Gdy tak leżę na słoneczku mruczę czasem z zadowolenia. Potrafię też warczeć,wcale nie gorzej od Mońci,niech mnie tylko ktoś zdenerwuje….
Gdy zachęcam je do zabawy „grucham”,wiedzą od razu,że należy się mną zająć. Czasem Pańcia jest zaczytana i nie słyszy,że ją wołam. Natychmiast kładę się na książce.Jestem ważniejszy niż jakiś dziwny przedmiot. Wcale nie widzę powodu do wpatrywania się w niego. Co innego albumy na fotografie. Mają fajne okładki i leżą wysoko na półce.Dzięki temu są bardzo atrakcyjne. Najpierw należy się do nich dostać. Najważniesze,żeby nikt nie zauważył,bo będą przeszkadzać. Gdy już ulokuję się wygodnie na półce,mogę zabrać się za obgryzanie narożników.Są super,kruche i fajnie chrupią w zębach. Tylko należy gryźć z wyczuciem,bo jak robi się to głośno,to zabawa jest krótka.Dwunożni mają słuch o wiele gorszy od kotów. Nie potrafią też tak jak my poruszać uszami,ale jakoś dziwnie są wyczuleni na dźwięki jakie wydają kocie ząbki i pazurki. Potrafią przerwać najlepszą zabawę.Pańcia ściagając mnie z wysokich półek ,mówi,że jeszcze tylko na żyrandolu mnie nie było. To prawda tak fatalnie go powiesili,że nijak się do niego nie mogę dostać. Moja dwunożna potrafi obudzić się z najgłębszego snu,zawsze wtedy gdy znajdę sobie jakieś pasjonujące zajęcie. Kiedyś zamknęła mnie w wielkim koszu.Podniosłem okropny wrzask. Myslałem,że Monusia mnie uratuje. Tymczasem ona obwąchałą kosz i spokojnie poszła spać. Pańcia stwierdziła,że była tak zmęczona całodobowym pilnowaniem podrzutka,czyli mnie,że poszła wreszcie odpocząć.Postanowiłem i ja zdrzemnąć się. Niespodziewanie dla mnie okazało się ,że kosz jest rewelacyjnym miejscem do drzemki.Jest to przytulne i bardzo wygodne miejsce. Czuję się tu bezpieczny i jest to tylko moje miejsce. Mona zmieściłaby się w nim,ale jakoś nie przejawia ochoty,by w niego włazić. Leże sobie i niewidzialny obserwuję co dzieje się wokoło. Nie wiem dlaczego,ale czuję,że w naszym życiu niebawem coś się zmieni. Niby nic się nie dzieje,ale coś mi mówi,że idzie nowe.